środa, 4 grudnia 2013

biały kruk...

Wsiadam do auta. Na dworze ciemno, mimo że dopiero 17-sta. Nie chce mi się jechać...
Brak dziennego światła jest dla mnie zabójczy. Zakładam okulary, przecież nic nie widać.
Zupełnie nie mogę do nich przywyknąć ale wszechogarniający mrok wymusza na mnie założenie ich na nos.
Podjeżdżam pod liceum. Wywiadówka za 10min. Szkoła publiczna, zwyczajna, taka jak wiele innych.
 Nieduża, przez to dość kameralna. Dotacjami unijnymi nie ocieka, ale w rankingach wypada nieźle i nauczyciele życzliwi.
Sala jasno oświetlona. Wychowawczyni serdeczna i uśmiechnięta.
Siadam w drugiej ławce pod oknem. Rodziców coraz więcej.
I zaczyna się...
"a co się dzieje z tą historią??"
"On jakoś dziwnie uczy!"
"moja córka tak sumiennie przygotowała się do sprawdzianu i tak jej słabo poszedł..."
"tego co Pan mówi na lekcjach w ogóle nie ma w podręczniku! To po co im ten podręcznik?"
"opowiada im jakieś tam historyjki około tematu, a nie uczy tego co w książce..."
"jakoś tak po studencku do nich podchodzi..."
"a w zeszytach to prawie nic nie piszą!"
Rozglądam się po sali... Twarze smutne, zmęczone i pełne pretensji. "Jak się nie zmieni trzeba będzie ustalić spotkanie z tym Panem. Tak być nie może."
Zawsze marzyłam o takich nauczycielach. Nauczycielach - entuzjastach. Takich z których pasja przekazywania wiedzy i prawdziwe zainteresowanie przedmiotem widać przy każdym z nim spotkaniu. Nauczycielach "niepodręcznikowych", takich którzy zawsze jakąś anegdotę, ciekawostkę do tematu znajdą, przez co informacje wpadają łatwiej w zakamarki uczniowskich mózgowych szufladek. Nauczycielach na których lekcje idzie się z otwartą głową pełną ciekawości "co wydarzy się dzisiaj".  Nauczycieli którzy inspirują do działania. Ludzi wyrazistych, ludzi do zapamiętania na wiele, wiele lat. Z kolorową osobowością, pasjonatów, może nawet tematycznych szaleńców!
Czego chcą rodzice? Monotonii? Nudziarstwa? "Otwórzcie podręczniki na stronie... i zapiszcie temat w zeszytach... Pamiętajcie o dacie na marginesie."????
Moje dziecko oburzone. Klasa wieczorem wrzała na facebooku. "Gość jest genialny, ciekawy! Czego od Niego chcą? Wiesz co nam ostatnio opowiadał?" I zaczyna płynąć opowieść z ust mojego dziecka. Jak najbardziej historyczna opowieść. Taka której nie ma w podręczniku. Jedna z wielu ciekawostek, którą usłyszał on swojego nauczyciela historii. Nauczyciela z historyczną pasją...

Dzieci poprosiły dzisiaj Wychowawczynię, aby nie przekazywała Panu od historii pretensji rodziców.


*

33 komentarze:

  1. Oj tak...sama prawda...dobrze,ze dzieciaki mądre im się udały!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nigdy za historia nie przepadałam, tysiąc dat do zapamiętania i opowiadana bez entuzjazmu w ustach profesorek nie napawała mnie radością, raz tylko historia wydawała mi się naprawdę interesująca, było to w liceum, mieliśmy kilka lekcji zastępstwa z młoda kobietka która opowiadała tak ciekawie i z pasja, aż chciało się jej słuchać i słuchało sie jej z ciekawością i wielki smutek był gdy zastępstwo sie skończyło i trzeba było wrócić do nudnej rutyny :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I widzisz Kiniu... kilka lekcji a do dziś ją dobrze pamiętasz...! :) Widocznie była tej pamięci warta.

      Usuń
    2. Przy takich nauczycielach z pewnością była bym pilniejszą uczennica ;) :)

      Usuń
  3. Rozumiem oburzenie dzieci. Nie cierpiałam nudnych lekcji, gdzie kazano po prostu gapić się w podręcznik, a nauczyciel brzmiał jakby głos puszczano mu z adaptera na zwolnionych obrotach. Brr... O ile ciekawiej było, gdy opowiadało się historie lub anegdoty, pozwalało na zagłębienie się w zagadki historii i zarażało dzieci pasją do wszystkiego co je otacza.
    Może tych marudzących rodziców należałoby podszkolić w zakresie "przekazywania pasji", coby nie wieszali biednego, pełnego entuzjazmu nauczyciela? Przykra sprawa. Takich nauczycieli jest coraz mniej i nic dziwnego, jeśli docierają do nich niezadowolone głosy rodziców. A powinno się ich stawiać na piedestale.
    Ratujmy białe kruki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygląda na to, że dzieciaki doceniły Jego wartość jako nauczyciela i pedagoga. Są obiektywne i wiedzą jaka forma przekazu do nich trafia. I to najważniejsze.
      :)

      Usuń
  4. Tacy nauczycieke to prawdziwy skarb i tak powinno sie ich traktowac. Nie rozumie ludzi ktorzy wola regulki i ksiazki od prawdziwej historii. Ja niestety nigdy takiego nie mialam i moje rodzenstwo rowniez,a szkoda :/

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki że dzieci są mądrzejsze od rodziców.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mądre dzieciaki takich nauczycieli szukać z zapałką;)
    pozdrówka
    Ag

    OdpowiedzUsuń
  7. Uszy by mi zwiędły:)Ktoś kiedyś powiedział że Polacy to tylko narzekać potrafią no i proszę:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ech, gdyby więcej takich nauczycieli było to moja Mati na pytanie co w szkole dziś ? nie odpowiadała by - nudy ....

    OdpowiedzUsuń
  9. Rodzice to ta cząstka Polaków , która potrafi mieć ciągle pretensje ( pracowałam w szkole ) .Oczywiście nie wszyscy - jak w życiu. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Nie ma reguły. Co człowiek to inny światopogląd i oczekiwania. Nie jest możliwym wszystkim dogodzić...

      Usuń
  10. Jak dobrze, że dzieci w tej sytuacji są mądrzejsze od rodziców
    Dziś takich ludzi trzeba wychwalać a nie krytykować
    Ja właśnie dziś poznałam młodego historyka z pasją; podwoziłam go samochodem; podróż była bardzo zajmująca; niestety facet nie uczy tylko pracuje w hurtowni; żal, że miejsce zajmują , często wyrobnicy, a pasjonaci nie mogą się przebić
    Uściski ciepłe!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz Iwonko... i to jest największa porażka, że ani dla takich ludzi miejsca nie ma ani środków do należytego ich wynagrodzenia. Skutek jest taki, że niezadowolenie rośnie. I wśród uczących i wśród uczniów, bo każdy oczekuje czegoś więcej a poczucie satysfakcji jest jakby nieosiągalne.

      Usuń
  11. zdecydowanie oczyma wyobraźni widzę tę sytuację i pretensje rodziców których zaprezentowałaś. To taka norma. Dobrze, że dzieci widzą więcej czują więcej i chcą więcej... niż tego szablonu ich rodziców.
    fajnie, że sama też jesteś w tej innej grupie. Tych bez szablonu i od do. mi też znacznie bliżej do tej właśnie grupy.

    www.justordinarymoments.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że dzieciaki są tu najbardziej obiektywne. Niech uczą się w taki sposób jaki jest dla nich najbardziej przystępny.

      Usuń
  12. Bardzo mądry tytuł posta :)

    OdpowiedzUsuń
  13. U mnie też zwykle tak jest, że nie zawsze to, co mi się wydaje ok. to innym rodzicom pasuje.
    kiedyś się zżymałam, ale teraz wiem, że w klasie są różni rodzice i różne dzieci, a poziom szkoły niestety musi być dopasowany do wszystkich. I w takich momentach bardzo żal mi tych innych :)
    Mądre dzieci macie w Waszej klasie, a uczyć i tak się trzeba :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bycie interesującym nauczycielem nie wyklucza tego, że jest wymagającym. W tym przypadku widać, że można to pogodzić i dzieciaki to akceptują.
      :)

      Usuń
  14. O tym, kto najważniejszy i co najważniejsze w polskiej szkole, mogłabym pisać poematy. Przerabiałam ten temat przez wiele, wiele lat. Wiem, co Mati ma na myśli. Pozdrowienia:)))

    OdpowiedzUsuń
  15. I brawa dla tych dzieciaków! Brawa dla nich! A rodzice? Nie rozumiem...nigdy nie pojmę tego co siedzi w głowach niektórych.
    Dobrze, że są tacy jak Ty , którzy postrzegają całą ta sytuację tak jak ja. dzięki Ci za to. Niech ten nauczyciel zawsze taki będzie, niech pozostanie nauczycielem z powołania, których w dzisiejszym świecie jest tak niewielu...
    buziaki:***

    OdpowiedzUsuń
  16. Tacy nauczyciele to skarby, zarażają po cichutku pasją, zostawiają ziarenko swojego własnego potencjału. Z ogromną przyjemnością przeczytałam o dzieciakach, co to nie pozwalają zrzucić odpowiedzialności na człowieka, którego zapamietają pewnie po samą dorosłość, jak nie dłużej:))) Brawo! Buźka się uśmiecha! ściskuję ogromnie:*

    OdpowiedzUsuń
  17. Ostatnio przyszłam z wywiadówki tak zdenerwowana, że już chyba nie pójdę znowu :) Próbowałam przedyskutować kwestię wycieczki, bo mi się program za bardzo nie podobał, to zostałam zakrzyczana, że przecież wycieczka jest super, zero racjonalnego myślenia... Na drugi dzień moje dziecko (6 klasa podstawówki) było szykanowane, że niby przeze mnie dzieci nie pojadą na wycieczkę. Mój syn nie jedzie, ale reszta niech robi co chce ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. DZIĘKUJĘ WAM ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE!
    W podstawówce miałam polonistkę, zapamiętałam ją jako fantastycznego i inspirującego nauczyciela. Dzięki niej zaczęłam czytać a prace pisemne pisałam na wiele stron papieru kancelaryjnego z ogromną pasją i przyjemnością. Chwaliła mnie, więc miałam pewność, że robię to dobrze. Wtedy myślałam, że chcę być taka jak Ona: "będę polonistką, pójdę na filologię!"
    W liceum wszystko padło. Polonistka - porażka i pomyłka... Zapamiętałam tylko jej szaleństwo na temat sonetów Francesca Petrarki. Pani bez zdolności pedagogicznych. Chyba bez żadnych zdolności (no, może dobrze gotowała, ale tego nie wiem...). W szkole jako nauczyciel nie sprawdzała się w ogóle. W konsekwencji swoich działań usunięta ze szkoły przez dyrekcję. A moja rodząca się pasja...? Legła w gruzach. A kto wie, jakbym skończyła, gdybym trafiła na jakiegoś "białego kruka" od języka i literatury...????
    Pozdrawiam Was wszystkich i bardzo dziękuję. ♥
    dominika

    OdpowiedzUsuń
  19. miałam właśnie taka nauczycielkę w podstawówce.. własnie od historii.. uczyła nas z pasją..
    niestety właśnie w gim. i liceum trafiłam na nauczycieli typu "otwórzcie zeszyt, zapiszcie, data, data, data, nazwisko, wydarzenia.." koniec lekcji.. i lekcji wychodziliśmy z taką wiedza jak i przed nią.. czyli brak.

    to właśnie dzięki takim nauczycielom można się wybić, nauczyć.. i zrozumieć..

    OdpowiedzUsuń
  20. o matko, jak ja bym chciała mieć w szkole takich nauczycieli... ale jedną nauczycielkę z prawdziwą pasją miałam w gimnazjum... była świetna, matematyczka. Dla niej nie było ważne, że lekcja trwa 45 min i że musi "wyrobić się" z materiałem, naprawdę szczerze jej zależało na tym, żeby każdy zrozumiał wszystko i tłumaczyła wielokrotnie, pamiętam jak dziś jak pytała "czy teraz już na pewno wszyscy wszystko rozumieją?" :) genialna była, szkoda, że na mojej drodze edukacyjnej tylko jedna taka osoba... reszta to lekcja-temat-praca domowa-dzwonek i tak w kółko

    OdpowiedzUsuń
  21. Ech..jaki to świat, nic człowieka nie zadowoli... Ja też miałam takiego nauczyciela historii w liceum... Wchodził na lekcje i całe 45 minut (to minimum..) spacerował po klasie i opowiadał... Po prostu opowiadał historię... A my zasłuchani... Wspaniały człowiek z niesamowitą wiedzą i pasją... Ja z historią nie byłam za pan brat, widocznie nie mam głowy do tego.. ale ile razy ponyślę o tym nauczycielu, wiem, że chcialabym żeby moje dzieci trafiły na takiego...

    OdpowiedzUsuń
  22. Tak to jest, gdy bardziej niż myślenie liczą się oceny, punkty etc.
    Dobrze, że młode pokolenie jest bardziej ogarnięte :)
    A rodzice powinni być obowiązkowo oddelegowani do obejrzenia "Stowarzyszenia umarłych poetów"! Oh, captain, my captain...
    Inka

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz. :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...